
Jestem narkomanką. Niedawno to do mnie dotarło. Jestem uzależniona od cukru jak inni ludzie od papierosów, czy heroiny. W tym roku kończę 30 lat. Trochę mi to weszło na głowę, bo poczułam, że to naprawdę ostatni dzwonek, aby zrobić dla siebie coś dobrego. Coś, co zacznę i wejdzie mi w krew. Więc jak usłyszałam od mojego brata, że dołącza do czegoś takiego jak „wyzwanie 30 dni bez cukru”, zapragnęłam iść tą drogą razem z nim.

Wielu z Was wie o tym, bo dzieliłam się tym na Instagramie i na swoim profilu na Facebooku. W sumie od razu zdecydowałam, że to będzie wyzwanie 60 dni bez cukru, a potem Radek mnie jeszcze nakręcił, abym zrobiła z tego rok bez cukru. No i w sumie podniosłam tę rękawicę. Co to jest tak naprawdę wytrzymać miesiąc, czy dwa, w dodatku w miesiącach jesiennych, kiedy nie atakuje Cię zewsząd widok lodów i gofrów. Podeszłam do tego sumiennie, ale licząc się z tym, że mogę w pewnym momencie się złamać – są takie dni w miesiącu kiedy moja wytrzymałość na gorszy nastrój domowników się zmniejsza, a jedyne czego pragnę to kebaba i kinder bueno (no i trochę świętego spokoju). Myślę, że kobiety wiedzą o czym mówię.

Pierwsze co zrobiłam, to wywaliłam z domu wszystkie czekolady, czekoladki, chrupki, nutellę, płatki śniadaniowe, dżemy i inne rzeczy nafaszerowanych cukrem. Na szczęście nie było tego na tyle dużo, abym czuła jakieś wielkie wyrzuty sumienia, że wyrzucam jedzenie. Poza tym wtedy po raz pierwszy do mnie dotarło, ile syfu miałam dostępnego pod ręką.

Przez pierwsze dni czułam się trochę jak podczas rzucania palenia. Miałam misję, którą musiałam wykonać. I codziennie budziłam się coraz bardziej zaskoczona, że ja wcale nie cierpię tak jak mnie straszono. Nie śniła mi się czekolada. Nie płakałam w sklepie nad ptasim mleczkiem, które ktoś inny brał do domu. I nawet okazało się, że moja kawa z mlekiem owsianym bez dodatku łyżeczki miodu jest całkiem słodka.

Ciekawe rzeczy zaczęły się dziać w sklepach. Okazało się, że:
- chleb z Lidla, który zawsze kupowaliśmy ma w składzie cukier,
- mój ulubiony hummus z Lidla ma w składzie cukier (sporo musiałam się natrudzić, aby znaleźć jego odpowiednik bez cukru – udało mi się to zrobić w innym sklepie),
- pomidory w puszce z przyprawami mają w składzie cukier,
- znalezienie salami bez dodatku cukru/glukozy/syropu fruktozowego w składzie to prawie mission immposible(finalnie udało mi się znaleźć JEDEN rodzaj w Auchan),
- kiełbasa i wędlina bez cukru etc. to podobna historia co salami,
- napój migdałowy z Lidla tej samej serii co napój owsiany, który kupiłam miał w składzie cukier (trzcinowy, ale co to za różnica?),
- dżem Łowicza 100% z owoców jest słodzony ‚cukrem pochodzącym z owoców’ ale dalej to przecież cukier,
- ketchup ma w składzie prawie tyle samo cukru co dosładzany dżem!!!
Z tych przyjemniejszych :
- Znalazłam wspaniałe 2 batony, które smakują w 100% jak brownie, a składają się tylko z daktyli i surowego kakao (w jednym są jeszcze wiórki kokosowe),
- Nauczyłam się robić wspaniałe ciasto na pizze używając suchych drożdży,
- Jem dużo prościej, mniej i ‚czyściej’ – w sensie, że nie używam w większości pół produktów, robię więcej sama czyli wiem co jem niemal w 100%,
- znalazłam kilka rodzajów czipsów, które nie mają cukru w składzie i ratują mnie jak mam ogromną ochotę na junk food.
Jakie mam plany na nadchodzący miesiąc? Przykręcam śrubę, rezygnuję z tych dżemów, co niby cukru nie mają ? i minimalizuję picie soku tylko do takiego, który sama wycisnę. Dodatkowo chcę narzucić sobie jedzenie większej ilości warzyw. Niech ta zmiana na no sugardodatkowo przekuje się w coś jeszcze lepszego.

A jak efekty?
5 kilo mniej, dużo ładniejsza cera, zero opuchlizny na twarzy, ujednolicony kolor buzi. Oczy mam jakieś bardziej błyszczące ? I czuję jak odpoczywam psychicznie. Skoki cukru w organizmie bardzo źle na mnie wpływały. Miałam gorszy humor – kupowałam batona. Przez chwile było mi bosko, potem odpalały mi się jak rakiety wyrzuty sumienia, że wrzuciłam w siebie jakiś shit. Potem znów miałam ochotę na coś słodkiego, bo to tak działa. I tak w kółko. Jednego dnia nie mogłam na siebie patrzeć w lustrze, kolejnego obiecywałam sobie, że już od dziś na pewno przechodzę na dietę. To wszystko było bardzo męczące. Pierwszy raz od miesięcy czuję spokój, radość a jak widzę się w lustrze to bez zbędnego oceniania rzucam do siebie: Kocham Cię, jesteś piękna!
