Nie oszukujmy się – W Święta Bożego Narodzenia chodzi o to, by dobrze zjeść! Jesteśmy w Polsce więc nie wciskajmy sobie kitu, że chodzi o opłatek i życzenia 🙂
To nasza druga wspólna Wigilia. Spędzamy ją z moimi rodzicami i bratem (moimi, czyli Radka:) ). Ale od ubiegłego roku, nasze Wigilie wyglądają trochę inaczej, a to za sprawą Tosi. To ona wniosła na nasz stół potrawy, które tradycyjnie je się u niej w domu podczas Świąt. Taka fuzja dwóch rodzinnych kuchni zaowocowała dwoma rzeczami: po pierwsze potraw na wigilijnym stole jest grubo ponad dwanaście, a po drugie, kolacja zdecydowanie się wydłuża, by sprostać tradycji spróbowania wszystkiego.
Ale, ale… potraw na Wigilijnym stole jest mnóstwo jednak każdy ma te swoje ulubione, te naj, naj, na które czeka cały rok. Oto nasze zestawienie takich potraw – pięć moich i pięć Tosi.
Tosia:
-
Niefaszerowana ryba faszerowana w galarecie bez galarety – Tosia zawsze pozbywa się z ryby faszerowanej, która nie jest niczym faszerowana, galarety i zastępują ją majonezem. Przechodzę nad tym do porządku dziennego. Szanuję, ale nie rozumiem.
-
Barszcz czerwony – ulubiona zupa Tosi – wylała ją sobie w dzieciństwie na znienawidzoną sukienkę (różową w czarne groszki). Sukienka poszła do wyrzucenia, zupa stała się kultowa. Mama Tosi nadal uważa, że był to sabotaż.
-
Pierogi z kapustą i grzybami – bo są ulubione. Kto nie lubi pierogów? Bez pierogów Świąt nie będzie…
-
Śledzie pod pierzynką – bo to kolejna potrawa z majonezem i jest jedyną lubianą przez Tosię formą śledzia (jeszcze po kaszubsku, ale to tylko w porywach, albo do wódki bez wódki – czyli ja piję, Tosia je śledzie).
-
Murzynek – takie ciasto. Murzynek, bo ma dużo czekolady i jest czekoladowy. W moich stronach mało wigilijne ciasto, ale u Tosi w rodzinie ma status sufletu z białymi truflami.
Radek:
-
Zupa grzybowa – bo jest raz w roku, bo jest najlepszą zupą ever, bo kiedyś sami zbieraliśmy grzyby na tą zupę (czemu nie zbieramy teraz? 🙁 ). Zajadaliśmy się nią nawet gdy piasek z podgrzybka zgrzytnął w zębiszczach.
-
Karp – król ryb, ryba królów. Tosia mówi, że śmierdzi błotem. Ja karpia smażonego w panierce mógłbym jeść codziennie. Pachnie jak tatarak w mglisty poranek nad stawem…
-
Śledź ziołowy – gdy jem w Wigilię tego śledzia myślę tylko o tym, żeby chlapnąć pięćdziesiątkę zimnej jak arktyczny lód wódki marki Baczewski. Sam nie wiem, czemu mi się śledź z wódką kojarzy…
-
Kapusta z grochem – ta potrawa mojej mamy jest eksportowana do okolicznych domów. Sąsiedzi ustawiają się po nią w kolejkach i usiłują wymieć się na płody rolne lub żywy inwentarz. Są gotowi przepłacić… Ja ich nienawidzę bo zjadają moją porcję. Dzielenie się w Święta nie obejmuje kapusty z grochem.
-
Nalewki – od kilku dobrych lat wieczerzę wigilijną kończy się u nas kieliszkiem nalewki. Czy to pigwówka, czy smorodina, aroniówka, imbirówka, czy w końcu sławne WD-40, czyli orzechówka-mocna-jak-szlag, pomagają naszym żołądkom pokonać trudy tego wieczoru…
Tosia oddaje mi karpia i kapustę z grochem. Ja Tosi nic nie oddaję… to też taka tradycja 🙂 A co u Was gości na stołach? Co jest tym naj, naj, naj? Za czym tęsknicie myśląc o Bożym Narodzeniu?
Jutro Wigilia, a więc składamy Wam życzenia wszystkiego najlepszego, zdrówka, wspaniałych odkryć, rozwijania pasji i zainteresowań i rzucania się na głęboką wodę, by spełniać marzenia. Chwytajcie byka za rogi, ruszajcie w świat, cieszcie się każdą chwilą i każdym promieniem słońca, zbierajcie muszelki i przygarniajcie psy, kolorujcie obrazki i piszcie wiersze. Kochajcie i bądźcie kochani. Bawcie się i przytulcie cały świat!