
Lesio w tym miesiącu skończył dwa lata. DWA LATA. Dopiero co pisałam tekst ROK PO. Dla nas to jest wciąż szokujące jak ten czas szybko minął. Pierwszy rok życia dziecka (w szczególności pierwszego dziecka…) to totalny rollercoaster. Ono tak szybko się zmienia. W jednym tygodniu nic nie kuma, w kolejnym zaczyna się rozglądać, a za chwilę zaczyna do Ciebie raczkować. Rozwój umysłowy to też jest jakieś szaleństwo – te piekielne skoki rozwojowe – w zasadzie żyjesz od jednego skoku do drugiego.

Za to drugi rok dziecka….to była sielanka. Leszek zaczął się robić bardzo szybko mega komunikatywny. To w ogóle inna jakość spędzania razem czasu, kiedy ze swoim dzieckiem możesz po prostu pogadać! Nawet jeśli na początku ono nie używa do tego znanych Tobie słów 😉 Ten rok był pełen ciepła i miłości. A we mnie było dużo więcej spokoju i radości.

Pierwszy rok to była jeszcze walka pomiędzy pragnieniem aby „było tak jak kiedyś, choć przez chwilę!”, a „o boże, nie chcę ani minuty swojego poprzedniego życia, chcę być tu i teraz”. Winię za to głównie hormony, które wydaje mi się, że rozwalały mi głowę dużo dłużej niż innym znajomym matkom. Ciekawie patrzy się na siebie z dystansu, porównuje, analizuje i wyciąga wnioski.

Dzisiaj przychodzę z kilkoma zdaniami, które powiedziałabym tej Tosi sprzed dwóch lat.Ona i tak pewnie by nie posłuchała, chociaż… może podczas jednych z tych gorszych, bardziej samotnych chwil byłyby jak otulenie ciepłym, miłym kocykiem?

- Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija
Nie wiem czy wiecie co to są skoki rozwojowe. To takie małe potwory, które w pierwszym roku życia dziecka atakują je dość regularnie (kalendarz z dokładnie wypisanymi tygodniami do znalezienia u wujka googla) i zamieniają słodkie dzieciaki w nieśpiące, niezadowolone, marudne bobasy. Niestety im dalej w las tym te skoki trwają dłużej i w pewnym momencie wydaje Ci się, że to się już nigdy nie minie. Jedyne co googlujesz to kiedy skok się skończy, liczysz dni, a kiedy się przedłużają masz ochotę kupić bilet do Meksyku. W jedną stronę. Dla jednej osoby. I dokładnie wiesz kto tam poleci – TY. Oprócz skoków zdarzają się różne ciężkie chwile takie jak niekończący się katar, brzydka pogoda, nuda, Twoje poczucie, że życie Ci ucieka, czy tysiąc innych rzeczy z którymi na codzień borykają się rodzice – wiecie co w tych ciemnych dniach zawsze poprawia mi humor?Powiedzenie, które kiedyś znalazłam na jakiejś „matko grupie” na facebooku: „wszystko mija, nawet najdłuższa żmija”. Ale dopiero niedawno dotarło do mnie, że to zdanie ma również drugą stronę.Mijają też te cudne, słoneczne dni. Te wszystkie całuski, uśmieszki, wspólne chwile kiedy lepicie sto kulek z plasteliny, a potem je rozgniatacie. Ten wspólny czas kiedy kitłasicie się w łóżku. Radość, bo kupiłeś ulubioną bułkę. Dziecko idzie do przedszkola, szkoły. Dorasta. Ty odzyskujesz trochę wolności. Jestem pewna, że każdy rodzic tak samo potem tęskni za tym, czego teraz czasami tak mocno chce się pozbyć.

- Świat na Ciebie poczeka
Będąc w ciąży, a potem opiekując się malutkim Lesiem, wielokrotnie bardzo się martwiłam co będzie z moją pracą. Zanim Leszek zdecydował pojawić się na świecie byłam mega zajętą kobietą, która w domu bywała tyle, co na lekarstwo. Dużo osób mi dokładało pytając: „czy nie boję się wypaść z obiegu”, „kiedy mam zamiar wrócić do pracy” etc. I tak, jasne, nie pracuję tak intensywnie jak przed ciążą, na razie mam mniejsze możliwości – ale nie czuję żadnej ogromnej straty w związku z tym. Mam poczucie, że na maksa oczyściłam swój zawodowy świat. Ci klienci, którzy byli dla mnie ważni – a ja dla nich, wciąż są, rozumieją i dobrze nam się nadal pracuje. A poczucie, że jak się zatrzymam to świat po prostu po mnie przebiegnie, było dla mnie jak więzienie. Zamiast cieszyć się wieloma cudownymi chwilami martwiłam się jak to będzie. Powiem Wam, że oprócz tego, że działam i zlecenia się pojawiają, to jeszcze wymyśliłam siebie na nowo i staram się skupiać na tym, co jest dla mnie tak naprawdę ważne.

- Think outside a box
Przez większość swojego życia uważałam się za mega wyluzowaną i spontaniczną laskę. Jasne – nie ma problemu z tym, aby dzisiaj wymyślić wakacje i jutro pojechać w nieznane. Nie mam problemu z tym, aby rzucić wszystko i pojechać na kilka lat do innego kraju. Nie mam problemu z wieloma rzeczami, ale problem się pojawia jak sobie coś zaplanuję. A te plany się zmienią – nie z mojego powodu. Dopiero Leszek nauczył mnie wyluzowania w wielu kwestiach, ale trwało to bardzo, bardzo długo. Lesio nie akceptował zimowych ubranek, miał tzw. wzmożone napięcie mięśniowe w obrębie barków i leżenie na płasko w wózku w ubranku, które krępowało jego ruchy (fotelik samochodowy był jeszcze gorszy) było dla niego bardzo niekomfortowe i po prostu wiecznie mi płakał. Spacery odeszły w zapomnienie jak młody skończył 3 miesiące i przez kolejne 3 po prostu na nie nie wychodziłam. Ewentualnie bardzo sporadycznie jak już usnął. I zazwyczaj wracałam biegiem do domu jak się budził, bo od razu włączał syrenę. Umiecie wyobrazić sobie mój poziom frustracji? Wtedy to wszystko było dla mnie nowe. Teraz mam w głowie milion pomysłów, co mogłam zrobić, aby spędzić z nim ten czas w inny, ciekawy sposób. W każdej sytuacji warto zastanowić się, co można zrobić inaczej, aby też było fajnie, zamiast na siłę starać się dostosować życie pod swoje oczekiwania.

- Masz prawo mówić nie
Masz prawo powiedzieć nie każdemu! Swojej mamie, teściowej, bratu, siostrze, mężowi. Mówię to głównie w kontekście rad i porad, które słyszy się non stop i w pewnym momencie ma się głowę wielkości hipermarketu. Wiecie co mnie najbardziej wkurzało? Wyrywanie mi dziecka z rąk. Nie chciałam dawać Leszka do trzymania nikomu oprócz Radkowi. Nie byłam przemęczona, wysypiałam się (do dzisiaj się wspaniale wysypiam dzięki wspólnemu spaniu z naszym małym ssakiem), kochałam trzymać Leszka w ramionach i po prostu tego typu pomoc nie była dla mnie w żaden sposób odciążająca. Wręcz odwrotnie – ja po prostu tęskniłam za nim kiedy nie miałam go u siebie na rękach. I trwało to długo, dobre 4 miesiące. I TO BYŁO OK! A czułam się z tym okropnie. Mało osób rozumiało też to, że jeśli chciało mi pomóc, to super by było jakby wpadło z obiadem, albo będąc u mnie na kawie włączyło odkurzacz (żebym ja mogła trzymać śpiące dziecko w ramionach). Najgorsze jest to, że ja naprawdę czułam się w tym czasie jak odmieniec, jakbym robiła coś złego. Twoim podstawowym prawem jest to, że masz prawo się na coś nie zgadzać. I inni muszą to szanować.

- Przestań udawać, że się nic nie zmieniło!
Największy błąd, który popełniłam – będąc nawet jeszcze w ciąży – odnośnie prowadzenia bloga i pracy, to było udawanie, że nic się nie zmieniło. Pomimo, że w ciąży czułam się słabo – postanowiłam bardzo długo czekać z powiedzeniem światu o tym, że jestem w ciąży, jednocześnie obiecywałam sobie, że na blogu nie będzie treści rodzicielskich (do dzisiaj nie wiem dlaczego byłam taka radykalna). Potem jak urodził się Leszek czułam się jakbym miała rozdwojenie jaźni – z jednej strony totalnie weszłam w rolę matki, kocham być jego mamą, spełniam się w tej roli, a z drugiej strony panicznie bałam się do tego przyznać przed Wami. Ktoś mi kiedyś powiedział, że na pewno wszyscy czytelnicy ode mnie uciekną jak zacznę pisać o dzieciach, bo grupa czytelników naszego bloga w ogóle nie jest „dzieciowa”. Dopiero wiele miesięcy później usłyszałam z ust bardzo mądrej kobiety jaką jest Agata Dutkowska, która założyła Latającą Szkołę, że owszem – część osób od nas sobie pójdzie, ale trzeba myśleć o tych wszystkich nowych ludziach, którzy do nas przyjdą jak zobaczą nowe, interesujące treści. Panicznie bałam się zostać posądzona o „odpieluszkowe zapalenie mózgu” (i tak nie obyło się bez takich komentarzy), też nie mam pojęcia dlaczego. Zostałam matką, jestem najszczęśliwsza na świecie, bo mam w ramionach swoje dziecko, a myślę o tym, aby ktoś tam sobie czegoś o mnie nie pomyślał. Teraz jak na to patrzę, to z jednej strony mam ochotę się walnąć, a z drugiej strony przytulić ? Nie róbcie tak jak ja. Bądźcie autentyczni, bądźcie sobą, nie bójcie się pokazywać światu swojej prawdziwej twarzy. Ja podjęłam tę decyzję o wiele za późno. Ale dobrze, że w ogóle – niektóre decyzje po prostu potrzebują czasu ?

Mam nadzieję, że na ten wpis trafi ktoś, kto tego teraz bardzo potrzebuje i wyciągnie z niego coś budującego dla siebie. Wiem, że każda sytuacja jest wyjątkowa, inna i zbudowana z milionów odcieni szarości. Dlatego pisałam go z myślą, aby był drogowskazem do poszukiwania własnych rozwiązań, dobrych zarówno dla rodzica jak i dla dziecka. Niech Wam rodzicielstwo lekkim będzie ? I nie bójcie się dzielić tym wpisem z innymi rodzicami – może dla kogoś będzie to jak ciepły kocyk na skołatane serduszko ?