Jest taki profil na Instagramie: Brandon, który mnie dzisiaj bardzo zainspirował do pewnych przemyśleń.
Od zawsze wolałam robić zdjęcia na zewnątrz. Nie dlatego, że nie umiałam poruszać się w studio, raczej dlatego, że nie pociągało mnie ustawianie całego oświetlenia po to, aby uzyskać efekt, który ma wyglądać na światło naturalne. Dzisiaj, czasami, lubię pobawić się w studio, doceniam to, co można w nim osiągnąć oraz to, że nie jesteś uzależniony od pogody, ale jednak większa część mojego serca jest w naturze (wiadomo). Zawsze kochałam drzewa – pierwsze zdjęcie, które zrobiłam w życiu to było zdjęcie kwitnącej magnolii w Juracie, zawsze ciągnęłam te wszystkie biedne modelki do parków, lasu czy chociażby na trawnik.
Pamiętam jak wróciłam do Polski z Anglii i zajęłam się fotografią profesjonalnie – czyli zaczęłam zarabiać dzięki niej pieniądze. Moje portfolio było złożone w 99% ze zdjęć robionych w plenerze. Miały oddech, powietrze, były trochę dzikie. Okazało się, że muszę ‚zrobić’ nowe portfolio i dodać do niego mnóstwo zdjęć, oczywiście ze studia. Ok, bardzo dużo się przy tym nauczyłam, ale czy sprawiało mi to przyjemność? W tamtej chwili może tak, ale na dłuższą metę czułam, że tracę siebie. Nie mogłam odnaleźć tej dzikości, lekkości w tych zdjęciach. Czułam się coraz gorsza jako fotograf, a zlecenia nie płynęły do mnie szerokim strumieniem.
Niesamowite jest to, że dopiero teraz, po prawie 6 latach dochodzi do mnie, że ja tego wcale nie powinnam robić. Powinnam robić dalej zdjęcia głownie w plenerze, studio traktować jako fajną zabawę ale szukać klientów, którzy docenią mój styl. Wtedy byłam bardzo młoda, zabrakło kogoś obok, kto powiedziałby mi co robić. Byłam otoczona ludźmi, którzy widzieli we mnie potencjał, ale starali się mnie zmienić, abym pasowała do wszystkiego.
Nie da się pasować do wszystkiego. Ciekawe jest to, że Amerykanie, czy Anglicy wiedzą to już od dawna. Polacy śmieją się z edukacji w Anglii czy USA – mówi się, że dzieci z tych krajów są niedouczone, bo za szybko wybierają przedmioty, w których chcą się specjalizować. A ja uważam, że to jest wspaniałe kształtowanie ich osobowości od samego początku – pokazanie im, że nie muszą być dobrzy WE WSZYSTKIM. One potem wychodzą ze swoich college’y mając w głowie wiedzę na tematy, które ich interesują. Mogą je potem pogłębiać i stawać się w tym coraz lepsi.
Dokładnie to samo widzę jak oglądam zdjęcia Brandona. On cały czas pokazuje mniej więcej te same historie – dziewczyny z sąsiedztwa trzymające blisko siebie źródła światła. W Polsce zostałby zaszufladkowany i stwierdzono by za chwilę, że po prostu nic innego nie umie więc kręci się w kółko. A ja widzę w nim konsekwencję swoich działań. Robi piękne zdjęcia, w podobnym klimacie, jest dzięki temu rozpoznawalny. Firmy, które do niego się odzywają oczekują, że zrobi zdjęcia takie, jakie robi na co dzień.
O ile mniej on ma stresu robiąc to co chce, niż próbując doskoczyć do czasami chorych wymagań.
Gdybyśmy zawsze podążali za swoją intuicją, która doskonale wie, co dla nas jest najlepsze, zyskalibyśmy dużo więcej czasu na rozwijanie się w tym, w czym jesteśmy naprawdę dobrzy.