Dzisiaj Inny Dziennik o książce, która opisuje pewien niezwykle interesujący, wręcz fascynujący i egzotyczny kraj.
Szwecja. Państwo w którym meble rosną na drzewach, śledzie w puszkach radośnie eksplodują podczas podróży samolotem, a najsławniejszy mieszkaniec nazywa się Zlatan Ibrahimović (jak na prawdziwego Skandynawa przystało). To tyle jeżeli chodzi o nasze wyobrażenia o tym północnym kraju. Bo cóż takiego wiemy o Szwecji? Tak naprawdę chyba tylko tyle, ile przeczytamy w szwedzkich kryminałach. Biorąc pod uwagę ile ich zostało napisanych (i ilu ludzi w nich zginęło), trzeba stwierdzić, że jest to kraj, który wskaźnikiem ilości zabójstw na każdy tysiąc obywateli, śmiało może konkurować z Kolumbią lub Sierra Leone.
No dobrze, ale tak na poważnie. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Poznańskiego mogliśmy przeczytać książkę Natalii Kołaczek pod tytułem „I cóż, że o Szwecji”. Osobiście uwielbiam lektury, które opisują jakiś kraj z zupełnie innej perspektywy niż nam to w ogóle przyjdzie do głowy. Kocham Czechy Szczygła, uwielbiam Gruzję Mellera i Stany Zjednoczone Wałkuskiego. Teraz wiem, że polubię też Szwecję Kołaczek.
To książka, którą czyta się świetnie i również świetnie się przy niej bawi. Jednocześnie poznaje się kulturę kraju, który choć bliski geograficznie, dla wielu Polaków kojarzy się tylko z Trylogią (czyli że trzeba się przed nim bronić ogniem i mieczem) albo z marketami meblarskimi. W książce Kołaczek dostajemy natomiast solidną porcję humoru, ciekawostek, ale także rzeczowych informacji (czasami jednak wcale nie wesołych) na temat naszych zamorskich sąsiadów.
„I cóż, że o Szwecji” opisuje kraj i jego obywateli tak, jak widzi go ktoś z zewnątrz, jednak z tą kulturą niezwykle mocno związany. Z jednej strony Szwedów rozumie, a z drugiej ciągle się im dziwi. Delikatnie wypomina im pewne przywary, ale też nieprzesadnie głaszcze po blond głowach. Dostajemy obraz kraju, który mimo tego, że leży w Europie, jest jakby trochę z innej planety. Z potrawami, które budzą nasz lęk. Z językiem, który ma nieprzetłumaczalnych słów więcej niż tych ogólnie rozumianych. Z ludźmi, którzy kłócą się za pomocą karteczek post-it.
Podsumowując: książkę polecamy, bo jest naprawdę fajna. Miłego czytania do poduszki (co też mam zamiar właśnie uczynić).